Patent na gruby artykuł - odkrycie „Gazety Lubuskiej”

Publishing date

Niniejszy tekst dedykuję także Panu Redaktorowi Bogusławowi Gomzarowi z tygodnika NIE, który jako pierwszy dziennikarz już 14 kwietnia br. wynalazł „przekręt” w „Kopalni Edisonów”, nie wspominając ani słowa o W. Kosmatce, oraz Państwu Katarzynie Lubinieckiej i Przemysławowi Poznańskiemu z „Gazety Wyborczej”, którzy grubo ponad miesiąc pracowicie streszczali artykuł red. Gomzara, dając streszczeniu tytuł Jak prezes Błądekwynalazł miliony. Natomiast jako pierwsi powołali się na W. Kosmatkę, zapominając zupełnie o publikacji w NIE. U źródeł tej  dedykacji bije ciche przekonanie, że przynajmniej niektóre elementy mojej repliki do artykułu „Gazety Lubuskiej” mogą pobudzić Państwa do ciekawych refleksji.

Patent na gruby artykuł - odkrycie „Gazety Lubuskiej”

„Gazeta Lubuska” w dniu 4 czerwca br., jako trzeci tytuł, po „NIE” i „Gazecie Wyborczej”, dołączyła do grona wiernych słuchaczy Walentego Kosmatki, tropiąc „przekręt” na grubą kasę. Co prawda odnosiłem się już, wydawać by się mogło, wyczerpująco, do poruszanej w dotychczasowych artykułach problematyki. TekstOdkrycia i wynalazki dziennikarzy „Gazety Wyborczej” pojawił się na naszej stronie internetowej 25 maja br. i trafił poprzez listę mailingową także do Anny Białęckiej, Autorki tekstu Patent na grubą kasę w „Gazecie Lubuskiej”.

Jednakże skromnie przyznaję, że gratulacje, jakie w związku z tym artykułem pragnę jej złożyć, w najmniejszym stopniu nie są moją zasługą. Nie odpowiedziałem bowiem, spory szmat czasu temu, na ogólne pytanie o tę kwestię. Małe mam w związku z tym wyrzuty sumienia. Autorka nie skorzystała bowiem w najmniejszym stopniu z konkretnych, zawartych w Odkryciach i wynalazkach informacji. Nie kontaktowała się ze mną w tej sprawie i później. Cóż by więc jej było po mojej wcześniejszej odpowiedzi?

Skąd więc moje szczere gratulacje? A stąd, że w odróżnieniu od red. Gomzara z NIE, oraz red. Lubinieckiej i red. Poznańskiego, działających w ramach wielkopolsko-dolnośląskiej grupy operacyjnej „Gazety Wyborczej”, red. Białęcka zadała sobie niemało trudu, aby dotrzeć do trzech z dziewięciu wynalazców. Chwała jej za to.

Jestem jednak zdania, że nie byłoby źle, gdyby Autorka oskarżycielskiego w założeniu artykułu uznała za całkiem niegłupi pomysł weryfikacji słów byłego kontrolera Walentego Kosmatki nie tylko poprzez rozmowę z twórcami, ale również poprzez pobieżną choćby analizę dokumentów dotyczących rzekomego „przekrętu” i kontakt nie tyle nawet z rzecznikiem prasowym, ile z rzecznikiem patentowym KGHM i pracownikami komórki wynalazczości ZG „Rudna”. Nic nie stałoby na przeszkodzie taki działaniom. To byłby nawet całkiem dobry pomysł, zważywszy fakt, że kto jak kto, ale red. Białęcka wie doskonale, z jaką rezerwą należy podchodzić do rewelacji ogłaszanych przez Walentego Kosmatkę. Nie miałbym wówczas powodów do płodzenia kolejnych tasiemcowych sprostowań odnoszących się do wątpliwych rewelacji byłego kontrolera, nagłaśnianych tak niefrasobliwie również przez „Gazetę Lubuską”. Ale cóż - taka moja praca. Prostować to, co inni naknocą.

1. Pytam, na jakiej podstawie twierdzi „Gazeta Lubuska”, iż zgodnie z wymogami prawa, skierowanie pomysłu do opatentowania mogło się odbyć jedynie za zgodą dyrektora firmy Mirosława Pawlaka. Oczekuję, iż Redakcja dla udowodnienia tych słów zechce przywołać konkretny przepis prawa, który uzależnia wystąpienie twórców do urzędu patentowego od zgody dyrektora zakładu. Ja w każdym razie już dzisiaj zapewniam red. Białęcką, że jeśli będzie miała ochotę opatentować pomysł gwarantujący na przykład pisanie przez dziennikarzy wyłącznie rzetelnych tekstów, z całą pewnością nie musi naprzód występować o stosowną zgodę do kogokolwiek, nawet do redaktorki naczelnej „Gazety Lubuskiej”.

2. Nie jestem już taki, żeby twierdzić, że w tekście red. Białęckiej są same nieprawdziwe informacje. Jest bowiem prawdą, iż dyrektor Pawlak uznał, że proponowane rozwiązanie jest kompilacją pomysłów już istniejących. Nie jest natomiast prawdą, co znowu czytam w „Lubuskiej”, iż dyrektor Pawlak nie wyraził więc zgody na zgłoszenie projektu do urzędu patentowego. Chcę wyjaśnić, że nie tylko w KGHM istnieje rozróżnienie pomiędzy opinią dyrektora, a jego decyzją. Po drugie, powtórzę po raz kolejny: „Fakt, ż poszczególne środki techniczne użyte do realizacji danego rozwiązania są znane, nie przesądza jeszcze o braku zdolności patentowej, bowiem wzajemne połączenie tych znanych środków może stanowić rozwiązanie techniczne nowe i nieoczywiste” (decyzja Komisji Odwoławczej przy Urzędzie Patentowym z dnia 23.06.1995 r. nr Odw. 1167/95).

„Zdolność patentową wieloetapowego sposobu wytwarzania określonego wyrobu należy oceniać jako całościowe rozwiązanie tak w zakresie formalnej nowości jak i uzyskanego dzięki temu procesowi nieoczekiwanego skutku technicznego” (decyzja Komisji Odwoławczej przy Urzędzie Patentowym z dnia 17.10.1995 r. nr Odw. 1389/95 ).

3. A teraz kolejne zdanie z „Lubuskiej”, tak najeżone nieprawdą i błędnym rozumowaniem, że z góry proszę o cierpliwość, gdyż wyjaśnienia zajmą sporo miejsca, ale trudno. Cytuję: Wynalazcy byli jednak uparci, ominęli decyzję dyrektora i projekt został zgłoszony przez komórkę patentową kombinatu miedziowego, której szefem był wtedy jeden z pomysłodawców, Wiktor Błądek. Uff... W tym zdaniu prawdziwe jest być może tylko to, że wynalazcy byli uparci. Nic więcej.

3.1 Nie ma w KGHM takiej możliwości, zapewne w innych firmach także, aby jakikolwiek dział, wydział, komórka - mogły coś zrobić wbrew decyzji szefa firmy. Wynalazcy nie mogli zatem ominąć decyzji dyrektora, nie tylko z powodów formalnych, ale również dlatego, że takiej decyzji dyrektora, jak pisałem wyżej, po prostu nie było.

3.2 Była natomiast dyrektorska opinia, o czym też już wspomniałem, wskazująca na elementy kompilacji innych pomysłów widoczne w zgłoszonym projekcie. Toteż nie uparci wynalazcy, a Komisja ds. Wynalazczości w ZG „Rudna” we wrześniu 1989 roku, wobec rozbieżnych opinii co do możliwości uznania przedstawionego projektu za wynalazek, zaproponowała zgłoszenie tego rozwiązania do Urzędu Patentowego.

3.3 Zgłoszenia nie dokonała komórka patentowa kombinatu miedziowego, a odpowiednia komórka ZG „Rudna”.

3.4 Wiktor Błądek nigdy nie był szefem ani komórki patentowej kombinatu miedziowego, ani odpowiedniej komórki w ZG „Rudna”. W czasie zgłoszenia projektu do urzędu patentowego takiej komórce w ZG „Rudna” szefował Pan Zygmunt Milewski.

4. „Gazeta Lubuska”, najwyraźniej upatrując w Walentym Kosmatce wiarygodnego eksperta w dziedzinie stosowania ustawy o wynalazczości w ogóle, a w KGHM w szczególności, chętnie cytuje kolejne, tchnące sensacją rewelacje. Według niego tylko dzięki tak dogodnemu układowi można było udawać, że nikt nie wie o pewnej adnotacji na dokumentach tego patentu. Otóż patent na wynalazek(...) wygasł z dniem 12 października 1994 r. - Od tego dnia każdy mógł bezpłatnie korzystać z rozwiązania opisanego w patencie - zapewnia były kontroler, a „Gazeta Lubuska” najwyraźniej święcie w te słowa wierzy.

Otóż nie każdy. Ma rację cytowany również przez „Lubuską” jeden z dziewięciu twórców, Witold Bugajski, gdymówi z przekonaniem, że Wygaśnięcie patentu, w związku z nieuiszczeniem opłaty za kolejny okres ochrony wynalazku, nie ma wpływu na wykonanie ustawowego obowiązku wypłaty wynagrodzenia dla twórców z tytułu korzystania z wynalazku. Ustawodawca nie uzależnia wypłaty wynagrodzenia dla twórcy wynalazku od utrzymywania ochrony patentowej.

Tyle tylko, że inaczej czyta się w poczytnej gazecie słowa byłego kontrolera, a inaczej zainteresowanego wypłatą i obroną swojego stanowiska wynalazcy. „Lubuska” nie podejmuje jednak trudu ustalenia, który z dwóch Panów ma rację. A byłoby to łatwe zadanie. W przywoływanym już, a znanym Autorce tekście Odkrycia i wynalazki dziennikarzy „Gazety Wyborczej” podałem podstawę prawną, uzasadniającą konieczność wypłaty wynagrodzenia dla twórców, widać warto ją jednak przypomnieć: Z ustawy wynika obowiązek wypłaty wynagrodzenia twórcy wynalazku (niezależnie czy trwa ochrona, czy już ustała) na podstawie uzyskanych korzyści, w słusznej proporcji do tych korzyści - art. 98a obowiązującej wówczas ustawy o wynalazczości z dnia 19.10.1972, Dz. U. z 1993 r. Nr 26, poz.117 z późn. zmianami.

5. Czytam dalej: W 2003 roku, na zlecenie ówczesnego prezesa spółki, Stanisława Speczika, przeprowadzono kontrolę wynalazków w Polskiej Miedzi. - Nie mi jednak tę kontrolę zlecono, a komórce wynalazczości - wspomina W. Kosmatka - rozczula się wraz z nim „Lubuska”. Znowu konieczny jest prostujący tasiemiec:

5.1 Kontroli, którą wspomina W. Kosmatka, nie prowadziła komórka wynalazczości, a interdyscyplinarny zespół pod przewodnictwem dyrektora departamentu audytu i kontroli wewnętrznej Biura Zarządu KGHM. Przeprowadzono ją w dniach 25 marca -16 czerwca 2003, trwała zatem dłużej niż miesiąc, co ze zgrozą ogłasza w „Lubuskiej” W. Kosmatka.

5.2 Proponuję, aby red. Białęcka pociągnęła nutę wspomnień byłego kontrolera do nieco wcześniejszych czasów, szczególnie do dnia 28 marca 2001 roku. Ta bowiem data widnieje na protokole z przeprowadzenia kontroli gospodarczej badającej, co za przypadek, efekty realizacji projektu 81/88. Proszę zapytać, kto był szefem czteroosobowego w sumie zespołu, który badał wszelkie okoliczności dotyczące tego wynalazku. Nie jest tu potrzebny konkurs audio-tele. Nietrudno chyba zgadnąć, że szefem tej kontroli był Walenty Kosmatka.

5.3 Protokół, podpisany przez W. Kosmatkę, nie wnosi zastrzeżeń, o których tak głośno mówi on dzisiaj. Kontrola nie owocuje ani wnioskiem do prokuratury, ani do NIK, ani choćby do dyrekcji ZG „Rudna” o zaprzestanie wypłacania wyłudzonych milionów, jak nazywa dzisiaj wynagrodzenia dla twórców Walenty Kosmatka.

6. Chciałbym dodać, że co prawda nie na wniosek Walentego Kosmatki, ale jednak, Najwyższa Izba Kontroli wzięła pod lupę wynalazczość w Polskiej Miedzi. Kontrola NIK dotycząca wynalazczości trwała od 12.12.2000 r. do 15.02.2001 r. W tym czasie obecny prezes Wiktor Błądek, dzisiaj wynalazca na cenzurowanym, decyzją ówczesnego prezesa, Mariana Krzemińskiego, był zwolniony ze świadczenia pracy z zakazem wstępu na teren oddziałów KGHM. W takim stanie rzeczy nie było najmniejszych przeszkód, aby ta kontrola, czy też zakończona 28 marca 2001 r. wspomniana wyżej kontrola W. Kosmatki, wyciągnęła i obróciła przeciw Błądkowi wyniki tej kontroli. Wystąpienie pokontrolne NIK z 06.06.2001r., w części dotyczącej zaleceń, zawiera w ogromnej większości jedynie sugestie dotyczące ewentualnych możliwych doskonalszych uregulowań, nie stwierdza jednak przypadków naruszania prawa czy przestępstwa.

7. Moje zastrzeżenia budzi także konsekwentne traktowanie przez red. Białęcką Pana Józefa Czyczerskiego, członka Rady Nadzorczej KGHM z wyboru załogi, jako jedynego wiarygodnego źródła danych dotyczących Polskiej Miedzi. Pomijam, że w myśl kodeksu spółek handlowych to zarząd reprezentuje spółkę na zewnątrz. Zastanawiam się tylko, dlaczego red. Białęcka nie dopytuje w sprawach dotyczących KGHM innych przedstawicieli załogi w Radzie. Jej to sprawa.

Skoro jednak pisze: Za wynalazki koncern miedziowy płaci dodatkowo swoim ludziom około 70 mln zł rocznie to muszę niestety zaprzeczyć. Nigdy jeszcze takiej sumy za wynalazki KGHM nie zapłacił w ciągu roku ani swoim, ani cudzym ludziom, ani wszystkim im razem łącznie. Ubolewam nad tym. Mógłby bowiem koncern płacić i 200 mln zł. Przecież te wypłaty związane są z uzyskanymi korzyściami!

8. Nikt z dziennikarzy o to nie pytał, warto więc może dodać, że po odliczeniu kwot wynagrodzeń i nagród dla twórców, oraz kosztów wdrożenia projektów, Polska Miedź w czasie ostatnich ośmiu lat zarobiła dzięki tym projektom na czysto 1 miliard 128 milionów złotych. Efekty ekonomiczne wdrożenia wynalazku opisywanego nie tylko przez „Lubuską” przekroczyły 114 milionów złotych. To rzeczywiście gruba kasa, tutaj zgadzam się z Redakcją w całej rozciągłości.

9. Zdaniem J. Czyczerskiego KGHM jest dla twórców wyjątkowo hojny. Nie podzielam tego poglądu. Jak pisze sama red. Białęcka, ustawa stanowi, że wynagrodzenie dla twórców może stanowić od 0 do 10 procent uzyskanych korzyści. Natomiast Pan Czyczerski, cytowany w dodatkowej ramce w tym samym artykule twierdzi, że to akurat nie ustawa reguluje te wynagrodzenia, tylko wewnętrzny regulamin. Nie rozstrzygając, czy jest w tym jakaś sprzeczność, czy nie, wyjaśniam, że nasz regulamin przewiduje wynagrodzenie dla twórców w granicach od 5 do 7 procent uzyskanych korzyści, jest więc zgodny z ustawą. W szczególnych, osobno negocjowanych umowach, te stawki, z różnych powodów, mogą być większe. To zaledwie kilka umów. W przypadku korzystania z tzw. licencji otwartej, licencjobiorca, aby móc korzystać z wynalazku, wnosi opłatę w wysokości 10 procent uzyskanych korzyści. Sądzę, że stawka 5 do 7 procent nie jest więc wyrazem wyjątkowej hojności KGHM dla wynalazców.

10. I na koniec wreszcie uwaga natury ogólnej. Otóż z przykrością zauważam rozpowszechniające się coraz bardziej swoiste kryterium dziennikarskiej rzetelności. Zdaniem wielu dziennikarzy, jeśli wiernie zacytowali słowa swoich rozmówców, a rozmówcy reprezentują dwie strony, dochowali należytej staranności i rzetelności w zbieraniu materiałów, do czego zobowiązuje ich art.12.1 ustawy Prawo prasowe. Tymczasem jako dziennikarz starej być może daty wciąż uważam, że dbałością o zgodność tekstów z oryginałem zajmuje się głównie notariusz, natomiast dziennikarz dba o zgodność tego co pisze z prawdą, a nie z taśmą odtwarzającą z dyktafonu słowa rozmówców. W drukowanych przez „Lubuską” słowach W. Kosmatki, jak wykazałem wyżej, prawdy jest zaiste niewiele. A przy zachowaniu owej należytej dziennikarskiej staranności nie było trudno to sprawdzić.

11. Jeśli zatem „Gazeta Lubuska” w lidzie do artykułu Anny Białęckiej tłustą czcionką cytuje wypowiedź Walentego Kosmatki: Kiedy odkryłem ten przekręt, to mam prawo mniemać, iż podziela ona jego pogląd, udostępniając mu łamy do wyrażania tego poglądu. Naturalnie, ostatecznie prokuratura rozstrzygnie, czy zastosowanie tego projektu i wypłata wynagrodzenia twórcom z tytułu jego stosowania to był w istocie przekręt, czy też nie. Wierzę naturalnie, że w przypadku, gdy prokuratura nie dopatrzy się przekrętu w tej sprawie, „Gazeta Lubuska” nie omieszka o tym na równie eksponowanym miejscu swoich Czytelników poinformować.

12 Acha, byłbym zapomniał o marginalnej być może sprawie. Jeszcze w lutym „Gazeta Lubuska” utrzymywała, że Walenty Kosmatka został zwolniony z KGHM za wyśledzenie rzekomych „przekrętów” dotyczących delegacji służbowych. Sam też to ogłosił na sporządzonej przez siebie stronie internetowej. Teraz natomiast „Lubuska” twierdzi, że kontroler stracił pracę z powodu odkrycia wyłudzenia milionów i „przekrętów” w zastosowaniu wiadomego wynalazku. Czy ostatecznie Redakcja zechce podać jednoznacznie, za co w końcu został zwolniony z pracy jej koronny informator?

Dariusz Wyborski

Rzecznik prasowy

Ostatnia aktualizacja: