Odkrycia i wynalazki dziennikarzy „Gazety Wyborczej”.

Publishing date

W „Gazecie Wyborczej” z 20.05.2005, ukazało się całkiem udane streszczenie artykułu Bogusława Gomzara „Kopalnia Edisonów”, opublikowanego ponad miesiąc wcześniej w tygodniku „NIE” 11 kwietnia br., wydanie z datą 14.04.2005.

Poprawność tego streszczenia nie dziwi zważywszy fakt, że tak długo pracowało nad nim aż dwoje dziennikarzy „Gazety Wyborczej” - Katarzyna Lubiniecka z Wrocławia i Przemysław Poznański z Poznania.

Z uznaniem stwierdzam, iż zachowana została nawet poetyka i stylistyka właściwa tekstom publikowanym w tygodniku „NIE”. Dziwi tylko, że Autorzy ani słowem nie wspomnieli, czyj artykuł streszczają, jakby nie mieli o jego istnieniu najmniejszego pojęcia.

Streszczenie „Kopalni Edisonów” w „Wyborczej” jest na tyle wierne, że powtarza również zawarte tam błędy i chybione wnioski.

Redaktorzy Przemysław Poznański i Katarzyna Lubiniecka mają pełną tego świadomość. Znali bowiem doskonale tekst red. Gomzara oraz moje odpowiedzi na pytania, przesłane do mnie mailem przez red. Poznańskiego. Jeden i drugi dokument umieściłem, zgodnie z zasadą jawności, pod tym tekstem.

Na moją odpowiedź nie czekali aż trzy tygodnie, nad czym ubolewają w swoim artykule, tylko dwa. Owo „zwlekanie”, jak piszą, nie było moim celowym działaniem. Jak wynikało z wyjaśnień dziennikarzy, sprawa nie należała do nadzwyczaj pilnych.

Trzeba trafu, artykuł „Z dziejów postępu technicznego na Dolnym Śląsku. Jak prezes KGHM wynalazł miliony” ukazał się dokładnie nazajutrz po wyborze Wiktora Bładka do zarządu Polskiej Miedzi. Niezależnie od różnych wątpliwości wynikających z przyjętego jeszcze za rządów ekipy Akcji Wyborczej Solidarność Regulaminu wyborów, niezaprzeczalnie ponad połowa pracowników KGHM wzięła udział w tych wyborach, a niemal dwie trzecie głosujących poparło kandydaturę obecnego prezesa.

Pytania od red. Poznańskiego otrzymałem 27 kwietnia, moje odpowiedzi zostały mailem przesłane 13 maja, artykuł „ Z dziejów postępu technicznego na Dolnym Śląsku. Jak prezes KGHM wynalazł miliony” ukazał się 20 maja. Trudno powiedzieć, dlaczego Autorzy nie widzieli potrzeby skorzystać z tych merytorycznych części moich odpowiedzi, które, oparte na przywołanych aktach prawnych, obalały główną tezę artykułu.

Na wypadek, gdyby zaistniały problemy z otwieraniem załączników lub też okazały się one niezbyt czytelne, pokrótce wrócę do wyjaśnienia sprawy.

1. Historia przedstawiona w „Kopalni Edisonów” w „NIE” oraz w jego streszczeniu w „Gazecie Wyborczej” opowiada o tym, że grupa dziesięciu inżynierów zgłosiła w 1988 roku projekt wynalazczy o nazwie stosunkowo skomplikowanej, jak przystało na wynalazek, dowcipnie dodaje „Wyborcza”: „Komorowo-filarowy sposób wybierania grubych złóż, zwłaszcza zbudowanych ze skał silnie skłonnych do tąpań naprężeniowych”.

Zdaniem red. red. Lubinieckiej i Poznańskiego  (red. Gomzara zresztą również) nie był to wynalazek (stąd potem z uporem podają ten wyraz w cudzysłowie), ponieważ ówczesny dyrektor KGHM za takowy go nie uznał.

2. Twierdzę, że gdyby dziennikarze „Wyborczej” zgłosili prezesowi Agory jakiś wniosek, ich zdaniem zasługujący na patent i miano wynalazku, to zapewniam, że zdanie prezesa Agory, tak jak i zdanie dyrektora KGHM, nie miałoby najmniejszego znaczenia dla uznania tego pomysłu za wynalazek. Może to uczynić jedynie Urząd Patentowy, po rozpoznaniu, iż wniosek czy projekt spełnia ustawowe kryteria. Sprzeciw prezesa Agory nie miałby tutaj najmniejszego znaczenia.

3. Zdaniem wszystkich piszących o tym dziennikarzy, projekt nie zasługiwał na patent, ponieważ tak naprawdę, według nich, był jedynie kompilacją wcześniej stosowanych rozwiązań. Dziennikarskiego rozumowania nie podzielił jednak Urząd Patentowy i ochrony patentowej udzielił. Jednak dla red. red. Lubinieckiej i Poznańskiego nadal jest to „wynalazek” w cudzysłowie. Ciekawy to przykład kwestionowania prawomocnych decyzji wyspecjalizowanego  urzędu państwowego przez osoby, dla których już sama nazwa wynalazku jest skomplikowana. Jak powiedział Hegel: jeśli fakty nie potwierdzają mojej teorii, to tym gorzej dla faktów.

4. Sięgnijmy do źródeł: „Fakt, ż poszczególne środki techniczne użyte do realizacji danego rozwiązania są znane, nie przesądza jeszcze o braku zdolności patentowej, bowiem wzajemne połączenie tych znanych środków może stanowić rozwiązanie techniczne nowe i nieoczywiste” (decyzja Komisji Odwoławczej przy Urzędzie Patentowym z dnia 23.06.1995 r. nr Odw. 1167/95.)

„Zdolność patentową wieloetapowego sposobu wytwarzania określonego wyrobu należy oceniać jako całościowe rozwiązanie tak w zakresie formalnej nowości jak i uzyskanego dzięki temu procesowi nieoczekiwanego skutku technicznego” (decyzja Komisji Odwoławczej przy Urzędzie Patentowym z dnia 17.10.1995 r. nr Odw. 1389/95 ).

5. Dziennikarze „Wyborczej”  mylą się, a jest to bardzo istotna pomyłka, twierdząc, iż to autorzy „wynalazku” zgłosili go do Urzędu Patentowego. Otóż to nie oni go zgłosili, lecz Zakłady Górnicze „Rudna”. Polecam dociekliwości redaktorów zbadanie, na czym polega różnica i jakie ma konsekwencje nie tylko dla rzetelności ich tekstu i prawidłowości wnioskowania.

6. Kolejna teza głosi, iż przejawem działania niezgodnego z prawem było wypłacenie twórcom wynagrodzenia za wynalazek, skoro zastosowano go już po ustaniu pierwotnie przyznanej ochrony patentowej. Wyjaśniłem rzecz całą dziennikarzom „Wyborczej”, wyjaśnię jeszcze raz: obowiązek wypłaty wynagrodzenia twórcy wynalazku (niezależnie czy trwa ochrona, czy już ustała) na podstawie uzyskanych korzyści, w słusznej proporcji do tych korzyści, wynika nie ze chciejstwa twórców, a z ustawy – art. 98a obowiązującej wówczas Ustawy o wynalazczości z dnia 19.10.1972, Dz. U. z 1993 r. Nr 26, poz.117 z późn. zmianami.

7. Byłbym jednak równie nierzetelny jak dziennikarze  „Gazety Wyborczej”, gdybym nie zauważył w ich streszczeniu nowych elementów. Nowy element jest jednak także znajomy. To Walenty Kosmatka, były kontroler w ZG „Rudna”. Z tekstu wynika, że został zwolniony za wytropienie tej właśnie „wynalazczej” nieprawidłowości. Tymczasem w Liście Otwartym, szeroko komentowanym i omawianym w mediach, a opublikowanym przez W. Kosmatkę kilka miesięcy temu w internecie, jest wiele o służbowych delegacjach, natomiast ani słowa o wynalazkach.

8. Prokuratura ma obowiązek rozpoznać każde doniesienie i zawiadomienie o przestępstwie, Pana Kosmatki również. Jednak jak do tej pory Pan Kosmatka był wielce niezadowolony z decyzji prokuratury, która   umarzała śledztwa w zgłoszonych przez niego sprawach.  Wyrazy tego niezadowolenia są licznie pomieszczone w owym Liście Otwartym, skierowanym i do premiera, i do Marka Borowskiego, i do redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”.

9. W najmniejszym stopniu nie przesądzam o wynikach prokuratorskiego postępowania badającego dzieje postępu technicznego na Dolnym Śląsku, a w ZG „Rudna” w szczególności. Nie mogę jednak wykluczyć, iż prokuratura uzna, że ten postęp nie nosi znamion przestępstwa. Chciałbym w związku z tym zapytać Panią Katarzynę Lubiniecką oraz Panów Bogusława Gomzara i Przemysława Poznańskiego: czy w przypadku decyzji prokuratury o umorzeniu postępowania w tej sprawie, wyczerpująco poinformują o tym Państwo Czytelników? Przypominając oskarżycielskie tezy swoich demaskatorskich  artykułów? Ja jestem gotów założyć się o każde pieniądze, że tak.

Dariusz Wyborski

Rzecznik prasowy