Miedziorytnictwo „Gazety (coraz bardziej) Wybiórczej”

Publishing date

W dobie komputerów dziennikarze „Wyborczej” imają się, o dziwo, nowych technik pracy, mianowicie miedziorytnictwa. Efekty tych prób nie są niestety olśniewające. „Miedzioryt prezesa” autorstwa niestrudzonej Katarzyny Lubinieckiej, opublikowany w weekendowym wydaniu „Gazety Wyborczej” (25 czerwca 2005), miast wzruszeń natury estetycznej, dostarcza przeżyć z gatunku i smieszno i straszno zarazem.

Smieszno, kiedy czytasz człowieku tekst pełen, jak zwykle u Lubinieckiej, wielu błędów i drobnych niekiedy, ale wyrazistych pomyłek. Straszno, kiedy człowiek sobie uświadamia, że do poziomu tego typu ni to publicystyki, ni to pamfletu, ni to miedziorytu schodzi tak ważki w Polsce tytuł, jak „Gazeta Wyborcza”. Ale może jeszcze nie pora umierać?

1. Tekst opiera się głównie na trzech wyraźnie wymienionych informatorach. Z osób zapewne życzliwych Wiktorowi Błądkowi wypowiada się jedynie Ryszard Zbrzyzny. Głównie po to, aby potwierdzić koronną tezę, że salonowcem to Wiktor Błądek nie jest. O wiele więcej miejsca zajmują głosy osób, które mają wiele powodów, aby Błądka nie lubić. Obszernie i gęsto wypowiadają się były prezes Marian Krzemiński, grzejący obecnie ławy dla oskarżonych w sądzie, oraz z natury rzeczy opozycyjny wobec człowieka z SLD, szef miedziowej „Solidarności”, Józef Czyczerski. Może niekoniecznie gwarantuje to obiektywny charakter portretu, ale kto powiedział, że miedzioryt ma wiernie oddawać rzeczywistość?

2. Już nawet w zewnętrznej charakterystyce Błądek najwyraźniej myli się Lubinieckiej z Kaczyńskim: Niewysoki, korpulentny...  Jeśli mierzący 180 cm wzrostu mężczyzna jest niewysoki, to kto, na Boga, zdaniem Pani Redaktor, jest wysoki?

3. Potem mamy hołd dla wyobraźni byłego prezesa Krzemińskiego: Nie wyobrażam go sobie (tj. Błądka) w roli negocjatora z zagranicznymi kontrahentami. Tu na szczęście nie potrzeba wyobraźni, Pani Redaktor, skoro są fakty. To negocjacje z Chińczykami, Kongijczykami, Peruwiańczykami, Koreańczykami. Jesteśmy zadowoleni z rezultatów tych rozmów.

4. A skoro już o prezesie Krzemińskim mowa, to poświęćmy mu nieco więcej miejsca, skoro i red. Lubiniecka tak robi. Tyle, że robi to ona tak, żeby odwołując się do opinii byłego prezesa - nie powiedzieć broń Boże za wiele, zapewne w szlachetnej intencji nie osłabiania wiarygodności swojego źródła. Pisze „Wyborcza”, iż BłądekNagłaśniał fakty kompromitujące Krzemińskiego (...) że Marian Krzaklewski szkolił się na koszt KGHM w Karpaczu. Otóż nie w Karpaczu, a w należącym do spółki z grupy kapitałowej KGHM czterogwiazdkowym hotelu „Bornit” w Szklarskiej Porębie, za to faktycznie na koszt Polskiej Miedzi. Dociekliwa niezwykle w przypadku Błądka „Wyborcza” zapomniała dodać, że sąd uznał już winę prezesa Krzemińskiego w działaniu na szkodę KGHM poprzez nielegalne finansowanie kampanii wyborczej kandydata na prezydenta Mariana Krzaklewskiego i wydał w tej sprawie wyrok jednoznacznie skazujący.

Nawiasem mówiąc, Marian Krzaklewski nie szkolił się w „Bornicie” na koszt KGHM. Polska Miedź opłacała tylko pobyt i wyżywienie kandydata AWS na prezydenta oraz towarzyszących mu osób. Kto w takim razie i w jakiej wysokości opłacał prowadzącego szkolenie medialne artystę w swoim zawodzie, Piotra Tymochowicza?

Opłacała go ... no, kto? Telewizja Familijna. Ta sama, którą w chwili poczęcia kwotą 52 milionów złotych postanowił zasilić prezes Krzemiński. Ta kwota to dzisiaj rezerwa KGHM na pokrycie oczywistych strat. Czy Pan Krzemiński naprawdę wyobrażał sobie tę inwestycję jako dochodowy biznes? Liczę, że „Wyborcza” potrafi rychło ustalić wysokość tego niebagatelnego honorarium za szkolenie medialne.

5. Wiemy natomiast z całą pewnością, że prezes Krzemiński wyobrażał sobie funkcjonowanie KGHM tylko do 2015, góra do 2020 roku, Błądek natomiast sięgnął wyobraźnią i przyjętymi przez Radę Nadzorcza planami rozwoju do roku 2050. Byłaż by to tylko kwestia różnicy w potędze wyobraźni obu Panów?

6. Trudno wyobrazić sobie i to, że prezes Krzemiński zastając KGHM z długami bankowymi sięgającymi ledwie 37 milionów złotych, po niespełna trzyletnich rządach pozostawił dług niemal 100 razy większy, sięgający 3 miliardów złotych. Resztę tych gigantycznych długów spłacił w ubiegłym roku właśnie prezes Błądek. Tym samym zredukował w jednym tylko 2004 roku zadłużenie spółki aż o ponad 85%!

7. Autorka nie zauważyła, że jako członek Rady Nadzorczej w czasach prezesury Krzemińskiego, Wiktor Błądek ujawnił i udaremnił najwyraźniej planowaną z udziałem ówczesnego ministra skarbu koncepcję przejęcia KGHM przez jedną z dużych niemieckich hut miedzi. Ciekawy to bardzo temat na poważny, śledczy artykuł, ale widać na miedzioryt mało się nadaje.

8. Zauważyła za to wnikliwie red. Lubiniecka, że prezes Krzemiński jest oskarżony w toczących się już procesach o nadmierne wydatki na sponsoring, reklamę i umowy konsultingowe. Nie byłaby jednak sobą, gdyby znowu czegoś nie pomieszała i nie pomyliła. Otóż 12,5 mln zł to koszt, jaki KGHM poniósł na realizację upragnionego przez prezesa Krzemińskiego systemu zabezpieczeń, gdy zdaniem fachowców ten system jest warty 10 razy mniej. Sąd mianowicie połączył w jedną sprawę szereg zarzutów o działanie na szkodę spółki, w tym wydatki na systemy zabezpieczeń, wynajem willi w Podkowie Leśnej, nadmierne premie dla pracowników, oraz właśnie sponsoring, konsulting i reklamę.

9. Nawiasem mówiąc, w kraju, gdzie spec komisje w sprawie Orlenu czy PZU debatują i debatują, gdzie rzadko się zdarza, aby prezesi dużych firm ponieśli odpowiedzialność karną, sądowe sprawy i skazujące wyroki wydane w przypadku prezesa Krzemińskiego nie wzbudzają dziwnie jakoś zainteresowania mediów. Czy „Wyborcza” może odpowiedzieć, dlaczego?

10. Jest też w „Miedziorycie” przytoczona ekspercka opinia przewodniczącego miedziowej „Solidarności” co do źródeł dobrej obecnie sytuacji Polskiej Miedzi. Jego zdaniem, przy dzisiejszej cenie miedzi nawet koń zarządzałby tą firmą. Ciekawa to opinia. Nie tylko dlatego, że ekspert „Wyborczej” nawet się nie zająknie o fatalnym wpływie mocnej złotówki na dochody rozliczającego się wyłącznie w dolarach KGHM. Dość powiedzieć, że w pierwszym kwartale 2005 ceny miedzi wzrosły o 19.4% w stosunku do analogicznego okresu roku 2004, co przekłada się rzeczywiście na wzrost przychodów o 225 milionów złotych. Tyle, że w tym samym czasie dolar osłabł o 19,6 %, co oznacza z kolei spadek przychodów Polskiej Miedzi o 282 miliony złotych. Ciekawe jest w ogłoszeniu tej opinii co innego. Otóż Pan Przewodniczący Czyczerski domaga się bowiem podwyżki wynagrodzeń dla załogi w formie dodatkowej nagrody lub przeszeregowań. O dziwo, w piśmie skierowanym w tej sprawie do prezesa Błądka nic nie wspomina o koniu, a jedynie o wspaniałej pracy załogi. Rozumiem, że teraz z wniosku o te podwyżki Pan Czyczerski rychło się wycofa. Lub zwróci się o nie do konia. Jakby co.

11. Ale żarty na bok. Porównajmy to, co da się porównać, Nie mniej czy bardziej salonowe maniery tego czy innego prezesa, nie potęgę wyobraźni, a wyniki. Pierwszy kwartał 2004 i 2005, to dzięki wysiłkowi załogi i kierownictwa podobna produkcja miedzi elektrolitycznej – nieco ponad 130 tysięcy ton. Za to zysk netto jest o 111 milionów większy. Przy wysoce niekorzystnym kursie złotówki do dolara, o czym wyżej wspominam. O dziwo, Pan Przewodniczący Czyczerski, w końcu chyba związkowiec przecież, ani słowa nie wspomina o tym, że w ciężar pierwszego kwartału 2005 wchodzi również prawie 50 mln złotych więcej niż rok temu wypłaconych na wynagrodzenia dla załogi! Przecież od stycznia obowiązuje wzrost stawek osobistego zaszeregowania blisko 10%, a w lutym wypłacono załodze nagrodę specjalną w wysokości połowy średniomiesięcznego wynagrodzenia. A mimo to zysk był, przypomnę, o ponad 111 milionów złotych większy niż przed rokiem. To pytam i Pana Czyczerskiego, i Panią Lubiniecką, i „Gazetę Wyborczą”: to znaczy że jak? Że koń zrobił ten wynik?

12. A teraz coś bardzo śmiesznego. Aby jak najskuteczniej dokopać Błądkowi, nie trzeba dbać o logikę własnych wywodów. Z jednej strony „Wyborcza” kreśli miedziorytniczy portret Błądka jako faceta, który na pewno salonowcem nie jest, a w kontaktach ze światem polityki wiecznie popełnia gafy. A z drugiej strony każe mu po wygranych przez lewicę w 2001 roku wyborach parlamentarnych jechać do premiera Millera z prośbami o stanowisko w zarządzie KGHM. To nie trzymająca się kupy, piramidalna bzdura. O takie stanowisko Wiktor Błądek u premiera Millera nie zabiegał ani w tej sprawie do niego nie jeździł. Oczekuję od „Gazety” podania dowodów takiej wizyty, choćby jej daty i miejsca. Natomiast jest prawdą, że Pan Błądek odwiedził premiera, wraz z całą specjalnie powołaną delegacją, podczas rekonwalescencji w szpitalu, dokąd premier trafił po awaryjnym lądowaniu śmigłowca, którym wracał z barbórkowych uroczystości w Polskiej Miedzi. Być może „Wyborczą” to zdziwi, ale delegacja została sformowana i pojechała do premiera z inicjatywy ówczesnego prezesa KGHM, Pana prof. Stanisława Speczika nie zaś z inicjatywy dyrektora kopalni „Rudna”, Wiktora Błądka. Nawiasem mówiąc, nie dostrzegam niczego nagannego w tym, że taka delegacja KGHM z życzeniami powrotu do zdrowia do premiera pojechała.

13. Kolejnym nagannym elementem, wyraźnie w „Miedziorycie” podkreślonym, jest fakt, że Wiktor Błądek myśli. Rezultatem tego myślenia jest ponad 40 wynalazków usprawniających pracę kopalń. Ciężko z tym „Wyborczej” jest żyć, więc szybciutko osłabia wymowę i znaczenie tych wynalazków dodając, iż sprawa wynalazczości w KGHM to śliski temat, a NIK znalazła dużo nieprawidłowości, co chętnie potwierdza znowu dyżurnie były prezes Krzemiński. Po pierwsze: do znudzenia będę przypominał, że o tym, czy coś jest czy nie jest wynalazkiem decyduje nie prezes KGHM czy dyrektor kopalni, a Urząd Patentowy. Dotychczas nikt nie zgłaszał zastrzeżeń co do decyzji tego Urzędu w sprawie patentów Wiktora Błądka ani ich nie oprotestowywał. Jest prawdą, iż ostatnia kontrola NIK dotycząca wynalazczości, która trwała od 12.12.2000 r. do 15.02.2001 roku, a więc w czasie prezesury Mariana Krzemińskiego, przyniosła wystąpienie pokontrolne, które zawiera w ogromnej większości jedynie sugestie dotyczące ewentualnych możliwych doskonalszych uregulowań, nie stwierdza jednak przypadków naruszania prawa czy przestępstwa. Tych uregulowań nie podjął jednakże Marian Krzemiński, który tak na śliską wynalazczość utyskuje, a jego następca, Pan prof. Stanisław Speczik.

14. Kolejny szczegół. Red. Lubiniecka, która w ogóle słabo orientuje się w niedawnej historii przekształceń i restrukturyzacji KGHM, odkrywczo donosi, iż obecny prezes KGHM, Marek Szczerbiak, którego do zarządu Polskiej Miedzi wprowadził właśnie Wiktor Błądek, był prezesem w prywatnej spółce należącej do jednego z najbogatszych ludzi Zagłębia – Mariana Urbaniaka. Czy Pani redaktor zechce zauważyć fakt, że Pan Marek Szczerbiak został prezesem owej spółki w czasie, gdy należała ona nie do Mariana Urbaniaka, a do Dolnośląskiej Spółki Inwestycyjnej, w 100% należącej do KGHM? Umowę o zarządzanie Pan Szczerbiak podpisał z ówczesnym prezesem DSI, Panem Andrzejem Janowskim. I to nie Pan Szczerbiak miał wpływ na proces zbycia udziałów w tej spółce na rzecz Mariana Urbaniaka. Ale kogo taka historia interesuje.... Słabo pasuje do tezy o przenikaniu się interesów ludzi KGHM, więc lepiej nie komplikować pracowicie przez „Wyborczą” budowanego obrazu. W końcu to miedzioryt przecież. A nie rzetelny, dziennikarski artykuł.

15. Reasumując.

Wiktor Błądek jest prezesem, za którego rządów KGHM odnotował kilka historycznych rekordów. Patrząc tylko na rok 2004 zauważyć należy rekord w produkcji miedzi elektrolitycznej – 552 tysiące ton (rok wcześniej – 530 tysięcy ton), rekord w poziomie zysku netto – 1 miliard 397 milionów złotych, rekord w cenie akcji, które w notowaniach na GPW osiągnęły nigdy nie notowany poziom 39 złotych.

Również za jego rządów przyjęto strategię i kierunki rozwoju firmy do roku 2020 i dalej - z tak silnym po raz pierwszy akcentem na rozwój rodzimej bazy zasobowej oraz poszukiwanie zdecydowanie tańszych w eksploatacji złóż na świecie. Za jego rządów wymienia się dwa razy więcej maszyn górniczych i prowadzi górniczych robót przygotowawczych, kładąc jednocześnie nacisk na współpracę z silnymi ośrodkami naukowymi – Politechniką Wrocławską oraz Akademią Górniczo-Hutniczą w Krakowie. Z tymi uczelniami KGHM podpisał listy intencyjne określające zasady i cele wzajemnej współpracy.

To za jego rządów podjęte zostały decyzje dotyczące budowy „drugiego KGHM” – udostępnienia złoża Głogów Głęboki oraz budowy nowej huty w ramach Huty Miedzi Głogów I. Jednocześnie, także za jego rządów, doprecyzowano wreszcie przyszłość Huty Miedzi Legnica, podejmując działania i decyzje na rzecz rozwoju w tej hucie wydziału rafinacji ołowiu, wydziału produkcji renu, zakończono praktycznie rozmowy z partnerem gotowym rozwinąć w tej hucie produkcję wyrobów z miedzi.

Dziwnym trafem te spektakularne wręcz działania służące podnoszeniu wartości KGHM i jego konkurencyjności, w ogóle „Gazety Wyborczej”, nawet na jej stronach gospodarczych, nie interesują. A co interesuje „Gazetę”? Głównie to, ile prezes zarabia oraz to, czy wynalazki, których jako inżynier dokonywał, nie są przypadkiem „wynalazkami” w cudzysłowie.

16. A propos rozmówców, charakteryzujących postać prezesa Błądka. Red. Lubiniecka nie znalazła w swojej miedziorytniczej wizji ani linijki miejsca, więc z konieczności tutaj zacytuje opinię Tadeusza Zastawnika, wieloletniego dyrektora generalnego KGHM, pioniera jego budowy, legendy Zagłębia Miedziowego:

„Prezes Wiktor Błądek ma duże doświadczenie, nie boi się podejmowania decyzji. Ja go uważam za dobrego prezesa. Rozpoczął budowę nowej kopalni: "Głogów Głęboki". Nie wahał się i nie czekał na decyzję wielkich ludzi z ministerstwa, ale przystąpił do budowy. Gdyby nie zrobił tego, to za parę lat byłyby straszne kłopoty z produkcją miedzi. Z mojej praktyki wiem, że budowa nowej kopalni musi potrwać parę lat, może pięć, może siedem, z uwagi na dużą głębokość i na trudne warunki. Dlatego był najwyższy czas rozpocząć budowę, aby nie spowodować przerwy w produkcji miedzi. Prezes Błądek nie pytał nikogo. To dowód, że jest odważny w podejmowaniu decyzji. Podoba mi się jako prezes. W życiu bywa tak, że nie każdy zadowoli wszystkich, więc i prezes Wiktor Błądek ma zapewne i zwolenników i przeciwników. Ale on sobie doskonale radzi z przeciwnikami.

(„Tadeusz Zastawnik – Człowiek Polskiej Miedzi”, Wrocław 2004 r, s.117-118.)

17. Jednego jednak red. Lubiniecka się nauczyła. Tego mianowicie, że KGHM jest szóstym na świecie producentem miedzi a drugim srebra. Ażeby podnieść swoją wiedzę, przesłała pod adresem prezesa Błądka jeszcze sporo innych pytań. Między innymi takie: „Czy Pańska obecna żona jest drugą czy trzecią żoną?” To pytanie, niestety, prezes pozostawił bez odpowiedzi. A szkoda. Bo za całą pewnością rozstrzygnięcie tej akurat fundamentalnej kwestii ma dla gospodarczej przyszłości KGHM niewątpliwie kapitalne znaczenie.

Dariusz Wyborski

Rzecznik prasowy