„Miedzioryt prezesa” – S P R O S T O W A N I E

Publishing date

„Gazeta Wyborcza” w weekendowym wydaniu z 25 czerwca 2005 roku opublikowała artykuł Pani Katarzyny Lubinieckiej pod tytułem „Miedzioryt prezesa”.

Zawiera on wiele nieścisłości i nieprawdziwych informacji, które pragnę sprostować.

1. Według „Gazety” Wiktor Błądek Szybko zrobił karierę. W 1974 roku został dyrektorem technicznym w Rudnej. Był nim przez 16 lat. To nieprawda. W 1974 roku Wiktor Błądek został sztygarem oddziału pod ziemią w tej kopalni. Później, kolejno, był nadsztygarem górniczym pod ziemią, kierownikiem robót górniczych pod ziemią, głównym inżynierem górniczym pod ziemią, aby dopiero w 1982 roku zostać zastępcą dyrektora „Rudnej” ds. technicznych. Był nim nie przez 16, a przez 8 lat, do maja 1990 roku, gdy fala solidarnościowej rewolucji przesunęła go do pracy sztygara pod ziemią.

2. Pisze „Gazeta” iż W. Błądek Nagłaśniał fakty kompromitujące Krzemińskiego (...), że Marian Krzaklewski szkolił się na koszt KGHM w Karpaczu. Szkolenie M. Krzaklewskiego, jako kandydata Akcji Wyborczej Solidarność na prezydenta, miało miejsce w należącym do spółki z grupy kapitałowej KGHM czterogwiazdkowym hotelu „Bornit” w Szklarskiej Porębie, nie w Karpaczu. KGHM nie opłacał szkolenia, uczyniła to Telewizja Familijna, natomiast Polska Miedź zapłaciła za pobyt i wyżywienie kandydata na prezydenta wraz z osobami towarzyszącymi. Nielegalne sfinansowanie części kampanii prezydenckiej M. Krzaklewskiego sąd uznał za działanie na szkodę spółki wydając w sprawie przeciwko Marianowi Krzemińskiemu, ówczesnemu prezesowi KGHM, wyrok jednoznacznie skazujący.

3. Pisze „Gazeta”: Po ostatnich wyborach wygranych przez SLD, Błądek jeździł do Leszka Millera, by zabiegać o stanowisko w zarządzie. Otóż stwierdzam z całą stanowczością, iż Wiktor Błądek po wygranych przez SLD wyborach nie jeździł do Leszka Millera i nigdy z nim na temat swojego stanowiska w zarządzie nie rozmawiał. Kłopot w tym, że trudno mi przeprowadzić dowód czegoś, czego Wiktor Błądek nie zrobił. Oczekuję zatem, że to „Gazeta Wyborcza”, która odważnie wydrukowała tę informację, zechce udowodnić, niewykluczone, iż także w sądzie, że do takiej wizyty rzeczywiście doszło. Liczę, że „Gazeta” przedstawi dowody na to, kiedy i gdzie doszło do tego rzekomego spotkania oraz wyjaśni skąd czerpała wiedzę na temat treści spotkania, którego nie było.

4. I na koniec drobiazg. Charakteryzując sylwetkę Wiktora Błądka „Gazeta Wyborcza” pisze, że jest onNiewysoki. To zapewne rzecz ocenna. Informuję zatem, iż Wiktor Błądek mierzy 180 cm, w butach 182.

Dariusz Wyborski

Rzecznik prasowy